Do bardzo wielu osób najlepiej przemawiają obrazy – nie jest to do końca dobre i niestety wynika ze specyfiki czasów, w których żyjemy. Zapewne większości z nas znany jest termin „kultura obrazkowa”. Jej dynamiczny rozwój przypadał na lata 80., gdy zachodnie stacje telewizyjne radykalnie uprościły formy przekazu i można odnieść wrażenie, że to upraszczanie trwa cały czas. Pytanie, czy ma jakieś granice. Coraz większą rolę w przekazie zaczęły odgrywać sugestywne obrazy, z ograniczoną ilością werbalnego komentarza. Również w gazetach ten trend jest bardzo widoczny. Globalny sukces tabloidów, które uderzają w odbiorcę dużymi zdjęciami opatrzonymi małymi tekstami kiepskiej jakości niejako potwierdza nową regułę.

Tendencja ta przeniknęła również do edukacji. Budowa wielu podręczników szkolnych stała się właśnie tabloidowa – sporo fotografii, grafik i wykresów, ale niewiele tradycyjnej treści. Jeśli wizualne techniki zaczynają wypierać słowo pisane, rzeczywiście można mówić o problemie, nad którym warto się pochylać. Nie da się jednak zaprzeczyć, że dzięki graficznym przekazom można prościej zapamiętać nawet bardzo skomplikowane wiadomości. Oznacza to, że model ów da się wykorzystać do dobrych celów. Można na przykład konwertować rozbudowane opisy słowne do możliwie najprostszych, graficznych form. Przygotowując je będziemy musieli gruntownie przerobić materiał, a to już jest nauka. Mając do dyspozycji zestaw wykresów, rysunków czy infografik możemy sobie szybko przypomnieć najważniejsze informacje.

Takie rozwiązanie sprzyja prędkiemu opanowaniu tych treści, które w swoim oryginalnym kształcie wydawały się szczególnie nieprzystępne.